Zdarza się czasem, że w głowie lęgnie się potężne i niepohamowane pragnienie, które przychodzi niewiadomo skąd i męczy tak długo, aż zostanie zrealizowane. Zwykle zdarza się tak przy dorastaniu, ale ja nie o tym.

Gdzieś tak w przeciągu tego roku z dnia na dzień opanowała mnie żądza Muminków. Ruszyłem się więc na rynek do Biblioteki Publicznej i uderzyłem na dział z książkami dla dzieci. A że jest to zupełnie osobna sala, wyróżniałem się dość znacznie.

Wziąłem dwie pierwsze z brzegu książki. Po powrocie do mieszkania zabrałem się za czytanie i połknąłem Kometę nad Doliną Muminków, za to za drugą nie mogłem się zabrać (nie pamiętam już nawet co to było). Krótka konwersacja z Matem ujawniła, że owszem, Muminki, ale jeśli muminki, to przede wszystkim Tatuś Muminka i Morze, bo romantycznie, melancholijnie i w ogóle potężnie. Tatuś został więc wypożyczony.

Jak każdy NORMALNY człowiek najbardziej czytać lubię oczywiście na kiblu. Wiecie, jak jest. W końcu jakoś tak się złożyło, że Tatuś Muminka został w toalecie zostawiony. Kiedy następnego dnia próbowałem przetransportować wolumin na jakieś bardziej godne niemiękkiego papieru miejsce, zostałem przez lokatorów poważnie upomniany, że książkę może i ja wypożyczyłem, ale oni wszak jeszcze czytać nie skończyli, toteż Tatuś powinien pozostać w kiblu. I pozostał.

Tym oto sposobem najbardziej romantyczna i melancholijna część serii fińskiej autorki Tove Jansson została przeczytana przez trzy osoby w całości na toalecie. Jak mniemam (nie szpiegowałem).

Dziękuję za uwagę. Na zakończenie ciekawy fakt- mam w rodzinie dwie osoby, które znają język fiński- jest bardzo śpiewny, melodyjny i przyjemny dla ucha. Brzmi jak połączenie szwedzkiego z jakimś magicznym językiem.