Jestem wielkim fanem Neila Gaimana. Nie tylko jego książek, komiksów i opowiadań, ale samego Neila jako człowieka. Jest jedną z kilku osób których blogi śledzę na bieżąco i nadziwić się nie mogę, że w osobie o takiej sławie może być tak mało jakiegokolwiek zadufania czy zarozumialstwa. Pierwsze słowo, które przychodzi na myśl, kiedy trzeba go opisać, to “charming” (po polsku “czarujący”, ale brzmiałoby to mocno gejowsko, co nie?). Nie wspominając o tym, że współpracuje z Dave’em McKeanem, który jest jednym z moich ulubionych artystów. Do rzeczy.

Od premiery nowej powieści Neila Gaimana dzieli nas jeszcze ponad 6 tygodni. Mimo to, można znaleźć sporo rzeczy cieszących michę- czy to szkice próbne okładki “The Graveyard Book”, czy pojedyncze grafiki i ilustracje Dave’a McKeana osadzone w niektórych recenzjach (są cudne).

W końcu wreszcie kolejne małe teasery filmu animowanego “Coraline”. Zapowiada się cudownie, a zastosowana technika (animacja poklatkowa z kukiełkami) i reżyser Henry Selick (“Nightmare Before Christmas”) pozwalają oczekiwać czegoś zupełnie innego, niż fimy 3d od Pixara, Disneya czy Dreamworks.